Dragon Ball Fan Zone Wikia
(ep 2/3beg)
Znaczniki: VisualEditor apiedit
(nie.no.kurde.brak.weny.)
Znaczniki: VisualEditor apiedit
Linia 254: Linia 254:
   
 
=== Odcinek 3 - Kolejna zmiana sytuacji, Vegeta na statku Frizera? ===
 
=== Odcinek 3 - Kolejna zmiana sytuacji, Vegeta na statku Frizera? ===
  +
Frizer posiadał trzy smocze kule, ekipa z Ziemi również trzy. Frizer nie miał jednak pojęcia, gdzie schowane są kule Ziemian, zdenerwowany więc powrócił na swój statek. Nie mógł powiadomić o tym Zarbona, gdyż jego detektor został zniszczony.
cdn[[Kategoria:Twórczość KutaVifona]]
 
  +
  +
Ten jednak i tak był zajęty spuszczaniem łomotu Vegecie. Saiyan krztusił się już krwią, mimo tego Zarbon nie odpuszczał brutalnych ataków. Miotał bezsilnym już przeciwnikiem, rzucał nim o ściany i kontynuował to aż do momentu, gdy przekonany był o jego śmierci. Wrócił do swojej podstawowej formy, patrząc z góry na Vegetę, kpiną rzucił słowa "książę Saiyan", po czym wrócił do wioski, gdzie oczekiwał Frizera. Widząc jednak, że go tam nie ma, poleciał na statek.
  +
  +
Kuririn zaś zorientował się, że kula która tajemniczo przemieściła się poza jedną z wiosek musiała zostać wzięta przez Vegetę. Postanowił więc, wraz z resztą Ziemian, nie tykać jej póki nie będzie to całkowicie koniecznie. Wraz z Gohanem zajęli się zwykłym życiem - polowali, jedli. Ich życie stało się na tyle sielankowe, na ile sielankowe może być życie na obcej planecie bez technologii z codzienną obawą o utratę życia przez potężnego księcia Saiyan lub imperatora galaktyki, Frizera.
  +
  +
Do przylotu Goku zostały cztery dni.
  +
  +
Zarbon wrócił na statek Frizera i zameldował mu o rzekomej śmierci Vegety. Ten jednak, zamiast ucieszyć się z faktu pozbycia się jego najsilniejszego przeciwnika, zdenerwował się na myśl, że bez jego zeznań nigdy nie dowie się, gdzie leży zdobyta przez niego Smocza Kula. Widząc irytację Frizera, Zarbon natychmiastowo poleciał po ciało Vegety z nadzieją, że ten jeszcze żyje i będzie można wrzucić go do kapsuły leczniczej.
  +
  +
Tak też było. Zarbon zabrał ciało bełkoczącego jeszcze Vegety, po którym widać było irytację, na statek Frizera.[[Kategoria:Twórczość KutaVifona]]

Wersja z 21:50, 14 sty 2016

01 - Wspaniała planeta Namek! Nowy, przerażający przeciwnik - Frizer!

Bulma obudziła się. Usiadła na łóżku, po czym zaczęła zwracać uwagę na lekki hałas z sąsiedniego pomieszczenia. Wstała, otwarła drzwi, gdzie zobaczyła trenujących Gohana i Kuririna, oraz ogromny bałagan.

- Moglibyście tu posprzątać, to mój statek, nie życzę sobie śmieci! - krzyknęła na nich od progu, przerywając im ćwiczenia.

- To twoje śmieci, my ich nie zrobiliśmy - odparł nieco zmieszany Kuririn.

- Ale ja tu jestem kobietą a wy facetami, powinniście być dżentelmenami i to uszanować.

- Nie dziwie się, że jesteś samotna. Jesteś strasznie leniwa...

- Ty też, bo nie sprzątasz! - zdenerwowała się Bulma.

- Posprzątam. - wtrącił się Gohan, po czym zaczął pracę. Kuririn dołączył się bez słowa, mając na celu uspokojenie Bulmy. Ta usiadła na jednym z krzesełek i po chwili zaczęła znów mówić.

- Ile czasu zostało nam jeszcze do dotarcia na Namek według komputera? - zapytała lekkim głosem, jakby nie chciała przeszkadzać swoim kompanom.

- Ostatnio jak sprawdzałem, a było to około dwóch, może trzech godzin temu, były równe dwa dni - odrzekł Gohan.

- Niedużo, ale i tak mi się nie chce. Że też musiało tak się stać, że ziemskie Smocze Kule wygasły i musimy się tu targać... Cóż, przynajmniej może na tej planecie znajdę jakiegoś przystojnego chłopaka!

- Nie licz na to, tu wszyscy będą wyglądać podobnie do Piccolo - odparł zażenowany Kuririn, wrzucając dużą ilość śmieci do kosza. - zresztą, przybyliśmy tu w celu zdobycia Smoczych Kul.

- Poważniak się znalazł. - odparła Bulma.

Tymczasem jednak, na oddalonej planecie, gdzie mieściła się centrala Armii Frizera, tuż przed jedno z wejść do budynku głównego wylądował statek bohatera. Trójka żołnierzy odpowiedzialnych za takie naruszenia strefy osoby szybko zareagowała, była jednak przerażona mocą niezapowiedzianego gościa. Stanęli w gotowości bojowej przed statkiem, który, otwierając się, wyłonił zakrwawioną twarz wpół zemdlonego Vegety. Widząc to, żołnierze podeszli bliżej, podnieśli ciało Vegety i pobiegli z nim, torując trasę siłą, do jedynej wolnej kapsuły leczniczej.

Straż nad Vegetą objął jeden z silniejszych wojowników Armii Frizera, wysoki i bardzo szczupły Tagoma o szarej barwie skóry. Obserwował on proces leczenia Saiyana bardzo dokładnie, interesowało go to, gdyż Vegeta był od niego silniejszy. Liczył, że przez obserwacje, nauczy się czegoś pożytecznego do jego treningu.

Książę Saiyan wyzdrowiał jednak bardzo szybko, niszcząc przy tym kapsułę leczniczą doszczętnie. Płyn wylał się na podłogę, zostając wręcz natychmiastowo wchłoniętym. Tagomie jednak szybko rzuciło się coś w oczy, szczegół w ciele Vegety, który nie został naprawiony.

- Vegeta, twój ogon... - rzekł lekko zmieszany.

- Cholera. Mam nadzieję, że odrośnie - odparł Vegeta, wykonując ruchy rozciągające w celu sprawdzenia i rozruszania swojego ciała. - Do rzeczy. Gdzie jest Frizer? - zapytał z irytacją i zażenowaniem w głosie, prawdopodobnie z powodu jego porażki na Ziemi.

- Poleciał niedawno na Namek, chcąc znaleźć tam Smocze Kule, by stać się nieśmiertelnym. Twój detektor, proszę. - rzekł Tagoma, podając mu urządzenie. Nie był jednak w żaden sposób przerażonym mocą Vegety, który, przez wzgląd na Saiyańską krew, stał się silniejszy po uzdrowieniu.

- A to drań! Dzięki za detektor, muszę jednak lecieć, mało czasu! - krzyknął zdenerwowany Saiyan, po czym od razu rzucił się w bieg do swojego statku. Odleciał wręcz natychmiastowo i skierował się w stronę planety Namek.

Na Ziemi tymczasem Son Goku leżał w szpitalu z poważnymi obrażeniami po walce z Vegetą. Mimo tego, iż połowa jego ciała była w bandażach, wykonywał on ćwiczenia gimnastyczne. Jednocześnie rozmawiał na luźne tematy ze swoimi przyjaciółmi, w tym z żoną Chi-chi. Wtem, do sali, w której znajdował się młody Saiyan, niespodziewanie wszedł Yajirobe z sakiewką od Karina.

- Goku, wyrosły już nam senzu. Masz, to jedna dla ciebie, resztę sobie zostaw dla towarzyszy albo dla siebie na później. Ja nie mam niestety czasu na pogawędki, muszę już lecieć.

- Dziękuję, Yajirobe! - krzyknął Goku do wychodzącego już przyjaciela, po czym wyrzucił z sakiewki jedno senzu i zjadł. Natychmiastowo wrócił do sił i zerwał bandaże.

- Skarbie, jesteś już całkowicie zdrowy? - spytała się go załzawiona ze szczęści żona.

- Tak, nie martw się - odrzekł Saiyan, wyrzucając bandaże do kosza - spędzimy razem jednak tylko chwilę, zaraz muszę lecieć pomóc Gohanowi.

Po tych słowach uściskał swą żonę i z całego serca ucałował. Spędzili krótką chwilę w milczeniu, którą przerwał krzyk Goku wzywającego Kintona. Szybko wyskoczył on na magiczną chmurkę, a następnie poleciał do ojca Bulmy.

Gdy dotarł na miejsce, szybko odnalazł właściwą osobę i zapytał się, co z obiecanym statkiem, którym miał polecieć na Namek. Ojciec Bulmy wskazał mu na statek, tłumacząc mu jednak, że nie jest jeszcze dokończony. Wchodząc do środka, w oczy rzucały się nieprzyjemne barwy ścian.

- Oprócz koloru, zostało mi do zrobienia nagłośnienie. Prócz tego, wszystko działa, jednak jutro powinno być gotowe już wszystko. - rzekł ze spokojem naukowiec.

- Nie potrzebuję tego. Naucz mnie korzystać z tego i lecę! - w głosie Goku słychać było zniecierpliwienie.

- Strasznie ci spieszno. Uważam, że kolory i nagłośnienie są potrzebne, ale skoro się upierasz...

Pół godziny później Goku wylecial, by siedem dni później znaleźć się na Nameku.

- Podczas treningu u Kaio, poddany byłem dziesięciokrotnie większej grawitacji niż na Ziemi, więc tu zacznę od dwudziestokrotnej. Powinno się udać. - rzekł Goku, uruchamiając kapsułę grawitacyjną. Zaraz po włączeniu upadł jednak na ziemię, chwytając się jej rękoma. Z trudem wstał i zaczął wykonywać proste ruchy, chwilę potem zbliżone do ruchów wykonywanych podczas walki.

Żałując braku rozgrzewki, Saiyan kontynuował jednak trening, nie tylko z samej chęci stania się silniejszym, ale też obawy, że na Nameku coś złego może spotkać jego syna i przyjaciół. Gdy tylko poczuł, że podstawowe czynności nie sprawiają mu problemu, przeszedł do ćwiczeń takich jak pompki i brzuszki. Ćwiczył do wykończenia, potem robił sobie krótki odpoczynek i znów kontynuował. Spędził tak trzy godziny, a najcięższym wykonywanym ćwiczeniem były pompki na jednej ręce. Potem postanowił się najeść, odczekać kwadrans i wrócić do treningów.

W tym tempie treningu Goku planował spędzić cały tydzień lotu na Namek.

Niecałe dwa dni później oczom Bulmy, Gohana i Kuririna ukazała się wielka, zielona planeta, rozmiarami około cztery razy większa od Ziemi. Wszyscy byli zachwyceni jej wyglądem, jednak po kilkunastu minutach samego przyglądania się, naszła chwila refleksji.

- Planeta jest duża, grawitacja więc też powinna być większa. W razie czego mi pomożecie? - spytała się z lekką obawą Bulma.

- Jasne, nie ma problemu. Ciężka nie jesteś. - odrzekł Gohan. Kuririn jedynie przytaknął jego słowom.

- Miło z waszej strony. Może być jeszcze jeden problem. Jeżeli kule będą w dużych odległościach od siebie, a atmosfera nie będzie przyjazna, może zabraknąć nam tlenu. W takim przypadku wracamy, rozumiecie?

- Nie mamy wyjścia. Dobra, przygotujmy się na wstrząs, za chwilę lądujemy - rzekł Kuririn, po czym chwycił jedną ręką Bulmę, przytrzymując ją, a drugą specjalnie zrobionego w tym celu uchwytu.

Turbulencje okazały się być bardziej nieprzyjazne niż się spodziewano, przez co młoda dziewczyna wymiotowała. Trafiła jednak na posadzkę statku, więc zażenowany faktem Kuririn bez słowa po prostu podał jej mop zaraz po wylądowaniu. W tym samym czasie Gohan postanowił wyjść w celu sprawdzenia atmosfery i grawitacji. Otworzył drzwi najpierw lekko, jednak nie czując problemu, pewnie wyszedł przed siebie.

- Nie ma problemu, można wychodzić. Planeta jest cudowna! - krzyknął młody pół-Saiyan, informując przyjaciół.

- Racja, jest piękna. Teraz już rozumiem, dlaczego Piccolo zawsze starał się spędzać czas na łąkach. Jest tu bardzo zielono. - odparł Kuririn - Bulmo, kończ sprzątanie szybciej...

- Już, już! - krzyknęła dziewczyna z wnętrza statku, po czym wzięła smoczy radar i wyszła ze statku.

Nastała kolejna chwila zachwytu. Przerwana została jednak przez Bulmę, namawiającą wszystkich do wzięcia się za robotę. Powiedziała, że najsensowniejszym wyborem jest udać się czterysta kilometrów na zachód w celu znalezienia pierwszej kuli.

Gohan z Kuririnem chwycili więc ją tak, by móc lecieć w trójkę, po czym rozpoczęli lot w stronę pierwszej kuli. W pewnym momencie jednak zatrzymali się z przerażeniem, ku zdziwieniu Bulmy.

- Gohan, też to czujesz..? - rzekł Kuririn z przerażeniem, zlatując wraz z resztą w dół.

- Tak, boję się tego! - odparł lekko złamanym głosem Gohan - co to za potężna moc?

- Niemożliwe, to nawet nie może być Vegeta! Ta osoba ma moc przynajmniej kilka razy większą... już niech będzie chociaż, że przybyła po Smocze Kule, byleby nie była zła! - odrzekł Kuririn - leci w innym kierunku, zatem póki co nie mamy się czego obawiać. Lećmy dalej, być może jakoś to wyjdzie...

Jak postanowił Kuririn, tak też się stało. Bulma jednak na radarze zauważyła, że jedna z kul faktycznie się przemieszcza. Oszacowała długość na 2400 kilometrów, zastanowiła się więc jak wielka musi być moc tajemniczej osoby, by można było ją tak łatwo wyczuć.

Minęła godzina, a trójka Ziemian znalazła nameczańską wioskę, w której to znajdowała się smocza kula. Ich zachwyt i zadowolenie przerwał jednak nadlatujący obiekt z kosmosu nieznanego pochodzenia. Wylądował mniej więcej kilkaset kilometrów od nowo znalezionej miejscowości. Mimo tego, Kuririn wyczuł w tajemniczym obiekcie ki. Nie miał problemów z jego identyfikacją - był to Vegeta.

- Vegeta też tu jest - rzekł do reszty przyjaciół z przerażeniem - gorzej być nie mogło. Jestem wręcz pewien, że będzie chciał zdobyć Smocze Kule.

- Cholera! To nie może się udać, tyle potężnych przeciwników? - załamała się Bulma.

- Nie wiemy po jakiej stronie jest to niesamowite ki. Może nie jest zły i nie będzie przeciwko nam? - odparł Gohan - chodźmy dalej, trzeba zdobyć Smoczą Kulę.

Rozmowa toczyła się dalej, lecz wszyscy szli teraz pieszo w kierunku wioski. Gohan i Kuririn ukryli swoje ki w obawie przed wykryciem przez Vegetę. Zdobycie kuli okazało się nie być trudnym, krótka rozmowa z wodzem wioski wystarczyła, by ten oddał im swoją 5-cio gwiezdną kulę.

- Uważajcie, na tej planecie grasuje potwór. Zniszczył już jedną wioskę i ukradł Smoczą Kulę. Jest niewiarygodnie zły i potężny, lepiej uciekać! Weźcie ze sobą kulę, by ten stwór was nie dopadł - wtrącił wódz wioski chwilę po oddaniu Ziemianom Smoczej Kuli.

- A więc jednak jest zły? Cholera, czyli jednak mamy przechlapane. Nie możemy jednak się poddać, musimy ożywić przyjaciół... - odrzekł Kuririn.

Sytuacja trwała w najlepsze. Bulma i reszta zdobyli drugą, 6-cio gwiezdną Smoczą Kulę, w czasie gdy tajemniczemu, potężnemu przeciwnikowi udało się zdobyć inną. Wódz drugiej napotkanej przez Ziemian wioski nazwał go "Lordem Frizerem, Imperatorem Galaktyki". Również doradził im, by uważali na niego, przez wzgląd na jego niesamowitą moc.

Vegeta w tym czasie nie zdobył jednak żadnej kuli, jakby miał w zanadrzu jakiś inny plan. Nie było jednak to do końca prawdą - poleciał w stronę Frizera, licząc, iż uda mu się dopaść jednego z jego dwóch najsilniejszych wojowników, Dodorię lub Zarbona. Obserwował ich z daleka i wyczuwał ruchy ki w taki sposób, by nikt z Armii Frizera z samym Frizerem włącznie nie mógł go zauważyć. Czekał na odpowiedni moment do działania.

Minął już dzień od przylotu statku Bulmy na Namek, do przylotu Goku zaś zostało trochę ponad cztery dni. Nie marnując jednak czasu, Gohan, Kuririn i Bulma po przespaniu nocy w domu z kapsułki ukrytym w jaskini, ruszyli dalej zdobywać Smocze Kule. Pech jednak sprawił tak, że udali się w kierunku tej samej wioski, co Frizer. Ziemianie wyczuli jednak jego ki kilkaset kilometrów wcześniej. Gohan z Kuririnem dotarli więc na miejsce skacząc i biegając, wcześniej jednak poprosili Bulmę by została. Ta ustawiła dom z kapsułki, była jednak załamana, że jej towarzysze zostawili ją samą na pastwę losu.

W wiosce nameczan pierwszy pojawił się Frizer, obok niego Dodoria i Zarbon, a za nimi dwudziestu innych żołnierzy. Żołnierze na tyłach byli o wiele słabsi od tych na przedzie; byli nawet słabsi od Kuririna czy Gohana. Mimo tego, mieli ogromną przewagę liczebną, a do tego ochronę trzech potężnych sojuszników.

Wódz wioski wyszedł na spotkanie z Frizerem. Mimo, iż wiedział, czego on chce, nie wziął ze sobą Smoczej Kuli.

- Nie chce mi się owijać w bawełnę. Nudzi mnie ta nędzna planetka - zaczął rozmowę Frizer - chcę waszej Smoczej Kuli by spełnić sobie życzenie nieśmiertelności. Albo mi ją dasz, albo zabiję wszystkich.

- Wybacz, ale nie mogę dać ci tak po prostu mojej Kuli. Jesteś podły, to wbrew wszelkim zasadom - odparł wódz.

Frizer polecił więc swoim żołnierzom złapać po jednym Nameczanie, samemu zaś zabił strzałem z palca trzech. Wszystko to obserwowali z ukrycia Gohan i Kuririn; w sercu tego pierwszego zaczęła wzbierać się złość.

- Wodzu, rozumiem twoje oburzenie, jednak nie masz wyjścia. Nie chcesz ocalić swoich ludzi? Masz piętnaście sekund, inaczej ich zabiję. Te dwójkę dzieci za tobą też. Szybka decyzja.

- Zgoda więc. - rzekł wódz z pokorą i żalem - udam się po Smoczą Kulę, tylko każ tym ludziom puścić mych przyjaciół.

- Puśćcie ich - rozkazał Frizer, jego wojownicy zaś posłuchali wręcz od razu. Chwilę później, wódz wioski przyniósł Smoczą Kulę i ofiarował ją Frizerowi.

- Odejdź teraz, masz to, czego chciałeś. - rzekł.

- Oh, miałbym pozbawić się zabawy? Żołnierze, zabawcie się również. Zabijcie wszystkich prócz wodza i tych dzieciaków.

Chwilę później krew i martwe ciała osaczyły więc całą wioskę; trójkę nameczańskich wojowników, którzy nadlecieli w celu ochrony wioski z daleka, Frizer zabił osobiście bez wysiłku. W Gohanie szalała wręcz złość, Kuririn ledwo dawał radę ją tamować.

Wódz wioski nie potrafił wypowiedzieć słowa, przerażony był złem i mocą Frizera. Ten zaś patrzał mu w oczy, śmiejąc się, po czym zabił go atakiem z dystansu, przeszywając mu serce. Rozkazał też Dodorii zabić uciekające nameczańskie dzieci. Ten z przyjemnością złapał pierwsze i oderwał mu głowę. Już chciał dopaść kolejnego, gdy jego drogę zasłonił swym własnym ciałem Gohan, rozbawiając armię Frizera, nie spodziewającą się takiej mocy u chłopaka.

- Uciekaj! - krzyknął pół-Saiyan do Nameczanina, po czym zaatakował Dodorię frontalnie w brzuch. Ten, zaskoczony atakiem, dał się trafić i przyjął niemałe obrażenia. Gohan zadał kolejne trzy ciosy, dwa w twarz i jeden w plecy, wbijając żołnierza Frizera w ziemię. Sam Frizer zaś spokojnie obserwował wydarzenia, jak gdyby nie przejmował się losem jednego ze swych poddanych wojowników. Zaskoczony był mocą młodego dziecka.

Gohan kontynuował atak, zatrzymało go dopiero jego zmęczenie. Stanął na ziemi i gotów był uciekać, jednakże Dodoria nadal był w nie najgorszym stanie. Nie chcąc przegrać, starał się złapać dzieciaka, jednak przeszkodził mu w tym Taiyoken wykonany przez Kuririna.

Tą okazję zaś wykorzystał Vegeta, by zaatakować z zaskoczenia masowym atakiem ki słabszych żołnierzy Frizera, którzy popadali jak muchy. Sam jednak szybko się oddalił w obawie przed gniewem Frizera. Ukrył swoje ki, jednak starał się dalej wyczuwać ruchy innych. Wiedział, że Dodoria chcąc dopaść Gohana i Kuririna, oddali się od grupy. Na to właśnie liczył.

02 - Niesamowita moc Vegety! Starcia z Dodorią i Zarbonem

- Zejdź mi z drogi, Vegeta! Nie mam zamiaru z tobą ani rozmawiać, ani walczyć! - krzyknął zirytowany faktem, iż jego drogę zagrodził Saiyan, Dodoria.

- A ja właśnie mam zamiar z tobą walczyć. - odrzekł ze spokojem Vegeta. Na jego twarzy malował się lekki uśmieszek.

- Vegeta? Ty? Nie masz ze mną żadnych szans! Wynoś się, póki możesz!

- Lepiej uruchom ten twój cały detektor, psie. Zdziwisz się tym, co zobaczysz.

- Niech będzie. - Dodoria uruchomił detektor i zwrócił uwagę na odczyty. Przeraził się i natychmiastowo wyłączył urządzenie. - Niemożliwe! Jakim cudem osiągnąłeś 24000 jednostek mocy?

- W czasie gdy ty byłeś jedynie wrzodem na dupie Frizera, ja zajmowałem się walką. Skoro jednak teraz Frizer chce tych samych Smoczych Kul, których ja potrzebuję, nie mam innego wyjścia. Muszę cię zabić, jako jego przydupasa. Walcz!

- Nie ma takiej opcji! - Dodoria rzucił się do ucieczki, chwilę później jednak jego drogę znów zagrodził o wiele szybszy od niego Vegeta. Zaśmiał mu się w twarz, po czym bez słowa zaczął atak.

Pierwsze dwa szybko wymierzone ciosy Dodoria dał radę zablokować, trzeci jednak trafił go prosto w twarz. W chwili omdlenia, Vegeta kopnął go jeszcze dwa razy w prawą nogę, po czym gdy ten zawinął się z bólu, cisnął go z całej siły w dół wprost na skały. Czekał jednak w powietrzu na ruch z jego strony.

W tym czasie, Gohan i Kuririn wracali do Bulmy, ukrywając swoje ki. Wykorzystali okazję walki dwóch potężnych wojowników do ucieczki. Zostali zauważeni w jednym momencie przez Dodorię, który leżąc na skale wyciągnął rękę w celu zadania ataku ki, jednakże Vegeta przerwał wtedy swoje czekanie i zmiażdżył mu ją bez litości. Jego ruch był wyjątkowo szybki, więc Dodoria nie miał nawet możliwości przy jego mocy, wykonać jakiegokolwiek uniku. Obronił się jednak przed następnym atakiem - strzałem ki. Wzleciał w powietrze i uniknął zwinnym ruchem kilku odłamków skał, które powstały po uderzeniu.

"Wrzód na dupie Frizera" był już bardzo zmęczony walką, w której przegrywał. Sam posiadał powiem jedynie 17500 jednostek mocy, Vegeta przewyższał go więc w prawie każdym względzie. Mimo, iż był w powietrzu, trafił go jeden z kilkunastu wystrzelonych przez Saiyana ataków dystansowych, omdlewając go na krótki moment, w którym to Vegeta podleciał za jego plecy i uderzył go w kark, paraliżując całe ciało. Nie mając możliwości zrobienia niczego, Dodoria upadł na ziemię.

- Dobra, mów, psie! Gdzie jest najbliższa wioska Nameczan? Muszę tam być przed Frizerem! - krzyknął Vegeta w nerwach, po czym stanął na ziemi, jedną nogą przytrzymując głowę Dodorii, dając sobie możliwość zgniecenia jej w każdym momencie.

- Nic ci nie powiem, zdrajco - wykrztusił z przytrzaśniętej głowy wojownik Frizera, w którym było jednak nadal wiele energii. Zostawiał ją jednak sobie na ewentualną ucieczkę, wiedział bowiem, że w walce z Vegetą nie ma żadnych szans.

- Dobro z serca Kakarota przeszło i do mnie. Jeżeli mi powiesz i będzie to prawda, daruję ci życie. Jeśli nie, będziesz zdychał w cierpieniach. Mów!

- Jaką mam pewność, że mnie nie oszukasz?

- Żadną. Ale to lepszy pomysł, niż zginąć na marne. Co ci szkodzi, nic nie masz do stracenia. Gadaj, tracę cierpliwość!

- Dobrze. Jest 400 kilometrów w tamtym kierunku, według danych Frizera... - wyjąkał Dodoria w nadziei na uratowanie życia. Zaraz po tym, Vegeta puścił jego głowę, umożliwiając mu lot. Ten wykorzystał szybko okazję, wziął się za ucieczkę, bluzgając jednocześnie na Saiyana, gdy wtem...

Vegeta wysadził go w powietrze jednym, potężnym atakiem ki.

- Co za bezużyteczne ścierwo. Tfu! - splunął.

Nie tracąc ani chwili czasu, książę Saiyan rzucił się do lotu w kierunku wyczutej przez niego Nameczańskiej energii. Miał wrażenie, że może być to wioska, w której znajdzie Smoczą Kulę. Chwilę później był na miejscu, zażądał rozmowy z wodzem od jednego z mieszkańców wioski. Ten wyszedł mu na przeciw.

- Czego potrzebujesz, Saiyanie? Czyżbyś był po Smoczą Kulę? - spytał się.

- Zgadłeś. Więc, oddasz mi ją po dobroci, czy zmuszony będę wytrzebić resztki waszej populacji?

- Opór z naszej strony jest bezużyteczny. Powiedz tylko, współpracujesz z Frizerem?

- Pragnę tego samego co on, lecz ja dla siebie, on dla siebie. Jesteśmy po przeciwnej stronie.

- Dobrze zatem. - po tych słowach wódz wioski skierował się po Smoczą Kulę i po chwili z nią wrócił. Wręczył ją Vegecie i odszedł bez słowa. Ten też, nie marnując ani chwili, poleciał kawałek dalej i wrzucił ją w wodę. Odleciał jeszcze troszkę dalej, po czym ukrył swoje ki.

Wyczuł jednak Frizera lecącego w kierunku wioski Nameczan, więc zbliżył się i zaczął obserwować wydarzenia z bezpiecznego miejsca.

Kuririn, Gohan i Bulma, wraz z ocalonym nameczańskim dzieckiem imieniem Dende, lecieli zaś w innym kierunku po kolejną Smoczą Kulę. Na miejscu nie było jednak wioski Nameczan, tylko jeden budynek. Dende określił go jako "dom Wielkiego Guru", gdzie miała znajdować się jednogwiezdna Smocza Kula. Na przeciw gościom wyszedł dobrej postury, wysoki Nameczanin.

- Dende? Kim są ci ludzie? - spytał się z pewną obawą, jakoby miał wrażenie, że mogą to być ludzie Frizera.

- Są po naszej stronie. Chcą ożywić swoich przyjaciół, którzy zginęli na ich planecie. - wyjaśnił Dende.

- Niech więc wejdą - odparł Nail, otwierając wejście.

W środku znajdował się ogromny, gruby Nameczanin o ciemniejszej barwie niż inni z jego rasy. Nie imponował on swoją mocą, stwarzał jednak wrażenie bardzo inteligentnego i obeznanego.

- Dawno nie było tu gości z innych planet. Musicie być dobrzy, skoro Nail pozwolił wam wejść. Mówcie, o co chodzi. - rzekł spokojnym głosem Wielki Guru.

Bulma ze spokojem wyjaśniła historię, która wydarzyła się na Ziemi od momentu przylotu Raditza aż po walkę z Vegetą, tłumacząc, po co potrzebne im są Smocze Kule.

- Rozumiem. Skoro tak, weźcie ją, lecz uważajcie na siebie. Widzę też wielką moc w tej dwójce dzieci. Jeśli chcecie, mogę ją nieco zwiększyć.

- Nie jestem dzieckiem! - oburzył się Kuririn.

Podeszli jednak oboje obok Wielkiego Guru, ten zaś położył swą dłoń na ich głowie. Tajemnicza energia zdawała się ulatywać z ich ciał, by potem wrócić do nich.

- Cóż za cudowna moc! Jednakże, Gohan... nawet we dwoje nie mamy siły by przeciwstawić się Frizerowi. Mamy siłę być może porównywalną do Vegety.

Prawda jednak była o wiele gorsza. Ich siła była zdecydowanie mniejsza od tej Vegety, który nadal skupiony był na obserwacji działań Frizera. Ten przyleciał do wioski z nadzieją na Smoczą Kulę, gdy jednak dowiedział się, że jej nie ma - kazał wybijać Nameczan jednego po drugim.

Niespodziewanie, do wioski przyleciało trzech nameczańskich wojowników. Radary wskazywały, że poziom mocy każdego z nich to 72, Frizer nie mógł jednak wysłać zwykłych żołnierzy do walki, gdyż tych zabił już Vegeta. Kazał więc zająć się nimi Zarbonowi. Ci więc, widząc moc swojego przeciwnika, zwiększyli swoją moc do rzeczywistej, około 4700 jednostek każdy.

Rzucili się do walki z trzech stron, otaczając Zarbona. Ten jednak zablokował pierwsze dwa ciosy rękoma, trzeciemu zaś zapobiegł kopiąc jednego z Nameczan w brzuch, omal go nie zabijając. W tym czasie posypała się salwa uderzeń ze strony dwóch pozostałych wojowników, które jednak Zarbon skutecznie blokował, aż do momentu gdy jednym z bloków oderwał rękę swojemu oponentowi i cisnął nią w drugiemu. Ten, ogłuszony, nie był w stanie zapobiec kolejnemu atakowi, który przebił jego ciało na wylot, doprowadzając do jego śmierci.

W czasie, gdy Nameczanin z oderwaną ręką ją regenerował, żołnierz Frizera zabił tego zranionego wcześniej potężnym, dystansowym atakiem ki. Zaraz po tym rzucił się na ostatniego żyjącego oponenta; ten jednak zablokował jego cios odrośniętą już ręką i zaatakował Zarbona w twarz. Trafił, lecz atak nie przyniósł żadnego skutku nawet na wyglądzie agresora.

Chwilę później, Nameczanin został wysadzony, a Zarbon otrzymał polecenie znalezienia i zabicia Vegety. Ten zaś nie był tym faktem przerażony. Wręcz cieszył się możliwością pozbycia się jednego z wrogów. Poleciał dalej, dając radarowi Zarbona go znaleźć; zatrzymał się dopiero na dogodnym miejscu do walki. Chwilę później, żołnierz Frizera nadleciał, gotowy do walki.

- Dogodne miejsce, Vegeta. Czyżbyś się spodziewał mojej obecności tutaj? - spytał się żartobliwym tonem Zarbon, poprawiając grzywkę.

- Nie wykonuj pedalskich ruchów, gdy do mnie mówisz. Tak, spodziewałem się ciebie. Wiem, że Frizer kazał ci ze mną walczyć, więc walcz!

- Skoro tak chcesz...

Zarbon rzucił się do walki. Jego prędkość zdawała się być niesamowita, Vegeta musiał więc skupić się na zablokowaniu jego czterech początkowych ataków. Stracił w ten sposób możliwość do ataku, wycofał więc się na kilkadziesiąt metrów. W czasie, gdy Zarbon nadlatywał, ten skupił swoją siłę na szybkie przemieszczenie się za jego plecy, skąd uderzył go w kark. Ten jednak nie zleciał na ziemię; zreflektował się i przeszedł do kontry, trafnie uderzając Vegetę w ramię.

Saiyan jednak wykorzystał to, by drugą ręką uderzyć przeciwnika pod pachę. Mimo próby bloku Zarbona, udało mu się to, czym wytrącił rękę przeciwnika z jego ramienia, odzyskując sprawność ruchu jego ręki.

- Bez pedalskich ataków, co? - krzyknął z dużą dozą arogancji.

Walka trwała w najlepsze, przewaga wahała się raz po stronie Vegety, raz Zarbona; ostatecznie jednak to Vegeta sprowadził żołnierza Frizera do parteru jako pierwszy, atakując dystansowym strzałem ki z góry, wprost na jego ręce ułożone do blokady. Siła ataku Saiyana była jednak za duża. Mimo obrażeń, Zarbon jednak powstał w zwinny sposób, zablokował dwa ataki Vegety i rzucił się do kolejnej kontry; ta jednak okazała się być bezskuteczna, gdyż jego ruchy były zbyt wolne. Książę Saiyan przybił go do ziemi, kopnął kilka razy, po czym splunął na ziemię. Rozbił też jego detektor.

- To nawet nie była moja pełna moc. Zarbon, jesteś bezużyteczny, rozumiesz? - pewien zwycięstwa Vegeta zaczął naśmiewać się z przeciwnika.

- Cóż, Vegeta, to imponujące jaką siłę osiągnąłeś, jednakże o ile nie kryjesz dużej ilości mocy w sobie, jesteś przegrany. Tak samo jak i ty, potrafię się transformować.

- Hah, nie pleć bzdur przed śmiercią. Lepiej módl się, by twój łaskawy chłopak, Frizer, cię ocalił.

Zarbon nie odpowiedział jednak. Wstał, po czym ułożył ręce w kształt wieży, uniósł nad głowę i zaczął krzyczeć. Jego wygląd zmienił się diametralnie. Z łagodnych kształtów twarzy, smukłej postury i dobrze zaczesanej grzywki, nastąpiła przemiana w coś przypominające monstrum, wielką małpę bez futra, acz o zielonych włosach.

- Vegeta, jesteś skończony. W tej formie mam 36000 jednostek mocy, rozumiesz? - śmiał się Zarbon, w czasie, gdy na twarzy Saiyana malował się strach. - I to nie jest nawet moja ostateczna forma...

Odcinek 3 - Kolejna zmiana sytuacji, Vegeta na statku Frizera?

Frizer posiadał trzy smocze kule, ekipa z Ziemi również trzy. Frizer nie miał jednak pojęcia, gdzie schowane są kule Ziemian, zdenerwowany więc powrócił na swój statek. Nie mógł powiadomić o tym Zarbona, gdyż jego detektor został zniszczony.

Ten jednak i tak był zajęty spuszczaniem łomotu Vegecie. Saiyan krztusił się już krwią, mimo tego Zarbon nie odpuszczał brutalnych ataków. Miotał bezsilnym już przeciwnikiem, rzucał nim o ściany i kontynuował to aż do momentu, gdy przekonany był o jego śmierci. Wrócił do swojej podstawowej formy, patrząc z góry na Vegetę, kpiną rzucił słowa "książę Saiyan", po czym wrócił do wioski, gdzie oczekiwał Frizera. Widząc jednak, że go tam nie ma, poleciał na statek.

Kuririn zaś zorientował się, że kula która tajemniczo przemieściła się poza jedną z wiosek musiała zostać wzięta przez Vegetę. Postanowił więc, wraz z resztą Ziemian, nie tykać jej póki nie będzie to całkowicie koniecznie. Wraz z Gohanem zajęli się zwykłym życiem - polowali, jedli. Ich życie stało się na tyle sielankowe, na ile sielankowe może być życie na obcej planecie bez technologii z codzienną obawą o utratę życia przez potężnego księcia Saiyan lub imperatora galaktyki, Frizera.

Do przylotu Goku zostały cztery dni.

Zarbon wrócił na statek Frizera i zameldował mu o rzekomej śmierci Vegety. Ten jednak, zamiast ucieszyć się z faktu pozbycia się jego najsilniejszego przeciwnika, zdenerwował się na myśl, że bez jego zeznań nigdy nie dowie się, gdzie leży zdobyta przez niego Smocza Kula. Widząc irytację Frizera, Zarbon natychmiastowo poleciał po ciało Vegety z nadzieją, że ten jeszcze żyje i będzie można wrzucić go do kapsuły leczniczej.

Tak też było. Zarbon zabrał ciało bełkoczącego jeszcze Vegety, po którym widać było irytację, na statek Frizera.